Hasło "fotografia" u wielu wywołuje nie lada ekscytację. Nic dziwnego. W końcu tylko to co ekscytujące, a więc niecodzienne wydarzenia i niezwykłe obiekty, zasługuje na trzask migawki. Nawet przeciętny turysta uzbrojony w tani aparacik jednorazowego użytku skieruje obiektyw tylko w stronę widoków zapierających dech w piersiach. Oto najpiękniejsza plaża X na wyspie Y. Oto najstarszy budynek A w mieście B. Oto ja na tle budynku A i na plaży X. Nigdy tam wcześniej nie byłem i najpewniej już nie będę, uwieczniam więc wydarzenie ze wszech miar ekstraordynaryjne.

Takie rozumienie fotografii jest poniekąd zbieżne z tym co prezentuje fotografia prasowa. Weźmy pierwszą lepszą gazetę: z czołówki krzyczą zdjęcia gigantycznych klęsk. Zaraz po nich następują fotosy spektakularnych sukcesów. Tu i ówdzie znajdziemy portrety sław wielkiego formatu, choćby ich sława miała potrwać tylko piętnaście minut. Są wschodzące i schodzące gwiazdy kina, polityki, są masowi mordercy i rasowe zwierzaki zgarniające wszystkie nagrody na wszystkich wystawach zwierzaków rasowych. Ba! Jak dobrze poszukamy to trafią się też zdjęcia najstarszego budynku w mieście B i plaży na wyspie X, tych samych, które uwieczniliśmy na potrzeby domowego albumu, no i proszę bardzo, w czym te nasze gorsze od tych z gazety!

Podsumowując: z własnego doświadczenia domorosłych fotografów i czytelników gazet codziennych budujemy sobie przeświadczenie o tym czym fotografia ma być i czego ma dotyczyć. Że jej zadanie to uwiecznianie wszelkich niezwykłości na potrzeby szarego człowieka i jego codziennej rutyny.

Na tym tle fotografie Magdy wypadają bladziuchno. Nic tu się właściwie nie dzieje. Jakiś mężczyzna zasnął w barze nad butelką whisky. Jakaś kobieta paląc papierosa wpatruje się w swoje odbicie w lustrze. Jakaś dziewczyna, sfotografowana z profilu, uśmiecha się do kogoś. I to właściwie wszystko. Nie wiemy kim jest ten facet pochrapujący w barze, ani ta palaczka z papilotami na głowie, ani ta uśmiechnięta dziewczyna. Do kogo ona się tak śmieje, co ją tak rozbawiło? Tego nie ma w kadrze. Niecodzienne, spektakularne i wyjątkowe nie zasłużyło na uwagę autorki.

Na domiar złego to wszystko sfotografowane w dziwacznej, nieco sennej manierze, na czarno-białej kliszy, jakby ktoś tu oszczędzał na kolorowych odbitkach. Nieco rozmazane kontury, jakby fotografka nie umiała ustawić ostrości. Niektóre zdjęcia przykrywa mgła, zaś o ludziach można powiedzieć wszystko ale nie to, że są piękni. Na bycie pięknymi są zbyt zwyczajni. Albo weźmy kwiaty, bo te też trafiają się na niektórych fotografiach - ich naturalne kolory tutaj stają się jedynie odcieniami szarości. Tracą tym samym wiele ze swojego naturalnego piękna, ale czy coś zyskują w zamian?

No właśnie. Kiedy już oglądamy zdjęcia Magdy, oburzeni, że nie przenosi nas w świat kolorowych bajek o pięknych, sławnych, bogatych i kolorowych, kiedy już zaczynamy się złościć, że tyle tutaj zwyczajności, kiedy już mamy ochotę odwrócić wzrok zadajmy sobie pytanie: czy coś zyskujemy w zamian? Czy brak koloru, ostrości i nieco zaskakujące kompozycje kadru dają nam coś czego nie znajdziemy na tych wszystkich spektakularnych fotografiach, których pełno w gazetach i albumach?

Najtrudniejszą sztuką w fotografii portretowej jest uchwycenie momentu, w którym model przestaje pozować. Nie pamiętam gdzie to przeczytałem i kto powiedział to zdanie, ale przypomina mi się ilekroć oglądam zdjęcia Magdy. I zawsze myślę sobie wtedy, że ten ktoś naprawdę znał się na rzeczy, podobnie jak Magda zna się na swoim fachu. Bo ludzie, którzy patrzą na nas z jej zdjęć występują prywatnie. Istnieją prywatnie, sami dla siebie, nie dla fotografii, nie dla końcowego efektu, który ma olśnić widza. A przecież każdy z nas chce w takiej chwili być jak najpiękniejszy, wyglądać równie zniewalająco co znana aktorka, równie imponująco co mąż stanu i koniec końców, każdy przez chwilę kogoś udaje. Ale na zdjęciach Magdy, jakimś cudem ludzkie twarze zostają pozbawione tej fałszywej maski, którą zakładamy na potrzeby obiektywu. Są prawdziwe.

Tylko nielicznym fotografom udaje się ta sztuka. Wymaga wielkiego skupienia i umiejętności sprostania niebotycznym oczekiwaniom tak samych modeli, jak i potencjalnych odbiorców, z których każdy ma swoje własne rozumienie prawdy. Ci, którzy pozują zwykle oczekują potwierdzenia własnych wyobrażeń na swój temat, ci którzy oglądają chcieliby czegoś czego jeszcze nie widzieli. W ostatecznym rozrachunku i jedni i drudzy mogą się poczuć rozczarowani. Sfotografowany domaga się siebie "prawdziwego" czyli takiego jakiego jest w stanie zaakceptować, zaś oglądający chciałby widzieć kogoś "prawdziwie interesującego", a więc niezwykłego, a więc, paradoksalnie, nie-prawdziwego.

Jeśli jednak choć na chwilę uda nam się zapomnieć o tych oczekiwaniach, lub przynajmniej trochę je odsunąć, fotografie Magdy stwarzają nam niezwykłą szansę. Patrzymy na ludzi, którzy uśmiechają się, palą papierosy, śpią, ziewają, gadają, pokazują coś palcami, albo, tylko i aż, patrzą się w obiektyw, lub gdzieś poza niego. I przez ten bardzo krótki moment nie dbają o nasze uznanie. Nie próbują nas uwieść, przypodobać się, sprzedać. Są, po prostu są. Smutni albo weseli, ładni albo tacy sobie. Nasze sądy i oceny nie są ich sprawą, nie obchodzą ich. Są poza tym.

Nie wiem czy zdjęcia Magdy trafią kiedykolwiek do encyklopedycznych opracowań historii fotografii. Szczerze powiedziawszy nie dbam o to. Nie wydaje mi się też, by obchodziło to samą autorkę, która od lat konsekwentnie brnie w niemodne, mało spektakularne, nieostre fotografie zwykłych ludzi. Gdyby zależało jej na karierze pewnie w inną stronę skierowałaby obiektyw swojego aparatu.

Wiem jednak, że te trudne w odbiorze, nieostre, czarno-białe zdjęcia mają w sobie coś co przykuwa wzrok, coś co sprawia, że niektóre kadry pamięta się latami. Potrafią uchwycić chwilę, z całą jej przemijalnością. Kto wie, może właśnie dlatego są nieostre? Zamazane równie jak granice, które oddzielają jedną chwilę od drugiej i gest od gestu. Nieostre jak to wszystko co nie mieści się w dychotomiach "ładny-brzydki", "ciekawy-nieciekawy", "ważny-nieważny". Tak samo jak te zdjęcia, które chociaż czarno-białe, tak naprawdę powstały ze wszystkich odcieni szarości.

Jakub Janiszewski
Warszawa, 26 sierpnia 2004